Forum www.mateko1lo.fora.pl Strona Główna www.mateko1lo.fora.pl
Forum klasy H z 1LO w Chełmie
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Jacek Piekara- książki "nieco" inne :)

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.mateko1lo.fora.pl Strona Główna -> Książki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Moczał
Administrator



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 201
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Hardcore Dolina

PostWysłany: Pią 23:03, 28 Gru 2007    Temat postu: Jacek Piekara- książki "nieco" inne :)


Jacek Piekara jest jednym z bardziej kontrowersyjnych autorów polskich. Razem z Marchewą bardzo cenimy jego twórczość i chcemy ją Wam z tego powodu przybliżyć. I abyście zrozumieli o co chodzi z tymi stosami Smile

Głównym bohaterem książek Piekary jest Mordimer Madderdin- Inkwizytor Jego Ekscelencji Biskupa Hez-Hezronu. Żyje on w świecie, w którym Jezus, nie mogąc nawrócić pogan, zszedł z krzyża z mieczem w dłoni i z pomocą swoich apostołów wyrżnął pół Jerozolimy. W świecie tym demony i aniołowie mogą poruszać się po ziemi.

Zadaniem inkwizytora jest łapać wszelkich heretyków, wyznawców demonów oraz czarowników i czarownice. Ludzi, którzy odwrócili się od Boga. Po schwytaniu następuje "pełne miłości" przesłuchanie, podczas którego wyznają oni swoje grzechy i proszą o przebaczenie. Zwieńczeniem pracy inkwizytora jest spalenie grzesznika na stosie, aby w oczyszczającym bólu połączył się z Bogiem. Ludzie boją się inkwizytorów, ponieważ nie rozumieją celu ich działalności. Są przekonani, że zadaniem Świętego Officium jest posłać jak najwięcej ludzi na stos.

Mordimer jest jednym z najlepszych inkwizytorów. Jego śledztwa są rzetelne. Nie odrzuca od razu żadnej możliwości. Stara się nie szafować zbytnio cierpieniem, albowiem uważa on, że przemoc bezcelowa jest grzechem (w przeciwieństwie do większości jemu współczesnych). Jest również przyjacielem przyjaciół, to znaczy, że za odpowiednią cenę pomaga również bliźnim. Ma również wiele złych cech. Jest on próżniakiem, a także szują, rozpustnikiem, toleruje nekrofilie i gwałty. Jednak ukazane nam negatywne cechy nie odrzucają nas od bohatera. a sprawiają ze chcemy dowiedzieć się o nim więcej.

Problemy, które stają Mordimerowi na drodze bywają różnorodne. W jednym opowiadaniu poszukuje sekty heretyków, w innym pomaga ojcu znaleźć swoją ukochaną córkę. Czasami tylko przez przypadek wpada na trop wielkiej herezji, na przykład kiedy przejeżdża przez wieś, na której wieśniacy starają się spalić czarownice.

Jacek Piekara przedstawia losy bohatera w pierwszoosobowej narracji. Komentarze Mordimera są pełne cynizmu, ironii oraz dystansu do otaczającego świata. Bohaterami książek kierują się odwiecznymi żądzami: chciwością, pożądaniem, seksem, głupotą, żądzą władzy.Nie ma tu szlachetnych rycerzy, ani bohaterów godnych ballad. Świat przedstawiony jest pokazem całego "gnoju" życia.


Ostatnio zmieniony przez Moczał dnia Pią 23:05, 28 Gru 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Marchewa211
Wybraniec



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 316
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z nienacka

PostWysłany: Pią 23:20, 28 Gru 2007    Temat postu:

Pewnie większosc z was po przeczytaniu owego tekstu powie ze ta ksiązka jest jakaś bluźniercza itp. otóż bylibyście w błędzie "Mili moi"( Very Happy ) musicie pamiętac ze jest to fantastyka i świat w niej ukazany i sposób w jaki go autor opisuje jest mozna powiedziec cholernie realny, autor ukazuje tutaj wiare jaka panuje w swiecie Mordimera i w pewnym sensie odnosi sie do chrześcijaństwa. Jednak uważam że ksiązka jest warta grzechu a czas nad nią spedzony nie będzie stratny Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Marchewa211
Wybraniec



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 316
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z nienacka

PostWysłany: Sob 0:28, 29 Gru 2007    Temat postu:

i tutaj zamieszczam fragment "Sługi Bożego":


Wjechaliśmy na rynek miasteczka w trzy konie. Równiutkim stępem, pysk przy pysku. Po prawej ręce miałem Kostucha, któremu twarz zasłaniał obszerny kaptur. Bynajmniej nie z uwagi na delikatny żołądek bliźnich. Co to, to nie, moi drodzy. Kostuch jest dumny ze swojej twarzy, a i ja uznaję, że czasem przydaje się, kiedy ktoś na nią spojrzy. Teraz jednak sakramencko wiało, a w dodatku zacinał ostry, lodowaty deszczyk. Jak na wrzesień było wyjątkowo paskudnie, a nasze konie miały całe nogi i brzuchy utytłane w błocie. Po mojej lewej ręce, na potężnym gniadoszu, jechali bliźniacy. Czasami śmiano się z tego, iż jeden wielki koń dźwiga dwóch małych ludków, ale ten śmiech milkł zazwyczaj, kiedy żartownisie mieli okazję zobaczyć twarz Kostucha. Albo gdy ujrzeli niewielkie kusze, które bliźniacy zawsze nosili pod obszernymi pelerynami. W dodatku naładowane, co powodowało pewną nerwowość, w chwilach kiedy jechali za moimi plecami i potykał im się koń. Z tych kusz nie ustrzelilibyście rycerza w płytowej zbroi z odległości dwustu stóp. Ale z pięćdziesięciu, grot przebijał grubą, drewnianą deskę. A to najzupełniej wystarczało.
Tak więc wjechaliśmy stępa do tego zapomnianego przez Boga i ludzi miasteczka w nadziei, że znajdziemy w miarę przyzwoitą gospodę. Bliźniacy mieli ochotę jeszcze na małe co nieco, ale w tym miejscu mogli się najwyżej dorobić brzydkiej choroby albo parchów. Mnie przede wszystkim zależało na koniach. Żywię głęboki szacunek dla stworzeń, które zmuszone są dźwigać nas na grzbietach, i uważam, że powinnością każdego jeźdźca jest dbanie o wierzchowca. Kiedy miałem szesnaście lat, zabiłem człowieka, który znęcał się nad koniem. Teraz nie jestem aż tak pochopny, bo z wiekiem złagodniałem, ale sentyment jednak pozostał.
Tym razem nie dane nam było rozejrzeć się za gospodą. Pierwsze co zobaczyliśmy, to tłum. Pierwsze co usłyszeliśmy, to wrzask. Pierwsze co poczuliśmy, to smród nasmołowanych szczap. Na przeciwległym końcu rynku zebrała się tłuszcza, w środku której widziałem jakąś postać w białej koszuli. Wszyscy popychali ją, spluwali na nią, okładali kułakami. Opodal stało trzech żołnierzy z miejskiej straży. Glewie oparli o ścianę i dowcipkując, popijali piwo z dzbana. Tego, że dowcipkowali, rzecz jasna, nie słyszałem, bo hałas był zbyt duży, ale poznałem po ich roześmianych twarzach. Choć w tym wypadku wypadałoby raczej powiedzieć: roześmianych mordach. Wszyscy przypominali dobrze spasione świnie o tępych pyskach, a fakt, że na głowie mieli skórzane hełmy, o dziwo, tylko pogłębiał to wrażenie.
Na samym środku ryneczku stał dwumetrowy, osmolony i przeżarty rdzą pal, a wokół niego ustawiono stos nasmołowanych szczap. Bardzo niefachowo ustawiono, jakby ktoś się mnie pytał. Po zapaleniu tego stosu grzesznik zaczadzieje w parę chwil i nie zazna łaski oczyszczającego bólu. A przecież tylko ból może dać mu szansę na wkroczenie, w dalekiej przyszłości – rzecz jasna, do Królestwa Niebieskiego. Niemniej fakt, że słup był metalowy, świadczył o tym, iż podobne igraszki już się w miasteczku odbywały i środek rynku był miejscem do odgrywania pięknego teatrum ku uciesze serc miejscowej gawiedzi.
Strażnicy zobaczyli nas, ale nim zdołali się zorientować, już wjechaliśmy w tłum. Ktoś wrzasnął, kogoś Kostuch kopnął podkutym butem, ktoś inny wylądował twarzą w błotnistej kałuży.
– Stać! – ryknąłem na cały głos. – W imię Świętego Officjum!
Nie powiem, żeby tłum umilkł od razu i aby otoczyła nas nabożna cisza. Tłum jest tylko tłumem, i dość długo trwa, zanim ktokolwiek zdoła nad nim zapanować. Ale mój głos był na tyle donośny, a my na koniach i pod bronią wyglądaliśmy na tyle groźnie, że w końcu tłum odszedł od nas jak fala odpływu.
– Kto tu jest przy władzy? – spytałem.
Już niezbyt głośno, bo nie ja mam zdzierać gardło, tylko oni mają w pokorze słuchać.
– Jaż-żem jezd burmajssster – burknął ktoś i wyszedł przed innych.
Człeczek o szczurzej twarzy i w utytłanej błotem kapocie. Spojrzałem na niego.
– Znaczy się burmistrz – powiedziałem. – Ty wydałeś polecenie przygotowania stosu?
– Jaż-żem – powtórzył, choć po chwili zastanowienia – ale zz-gim mmmm-aaam przyjjj... cot?
Tym „cot” zakończył, jakby spluwał. Nie podobał mi się jego stosunek do życia. Coś nad wyraz pewnie czuł się, mając za plecami tłumek współmieszkańców. Nie zdawał sobie sprawy, jak szybko rozbiegną się, kiedy tylko zaświergoczą bełty kusz, a on sam zwali się w błocko z pierzastymi drzewcami sterczącymi z piersi. Ale na razie nie miałem ochoty ani potrzeby, by go zabijać, chociaż bliźniacy pewnie byli nie od tego.
– Jestem Mordimer Madderdin, licencjonowany inkwizytor Jego Ekscelencji biskupa Hez-hezronu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.mateko1lo.fora.pl Strona Główna -> Książki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin